Przez lata słowo „metamorfoza” było w świecie fitnessu czymś w rodzaju złotego biletu. Zdjęcia „przed i po”. Porównania sylwetek. Opowieści o przemianie. Tylko że z czasem zaczęłam czuć, że coś mi tu nie pasuje. Że ta metamorfoza z obrazków ma swoją cenę, o której rzadko się mówi – i że nie każda z nas musi (ani powinna) przez nią przechodzić.
Co mam na myśli, mówiąc: „nie lubię słowa metamorfoza”?
Dla mnie to słowo sugeruje, że trzeba się zmienić, żeby być wystarczającą. Że dopiero „po” zasługuję na uznanie, dumę, ubrania, zdjęcia i dobre samopoczucie. A co z tą wersją „przed”? Z ciałem, które przeżyło stres, ciąże, nocne pobudki, braki energii, choroby, siedzącą pracę? Czy ono naprawdę zasługuje tylko na „naprawę”?
Zamiast słowa „metamorfoza” wolę mówić: proces, relacja z ruchem, powrót do siebie. Nie musimy się zmieniać, żeby być dobre. Możemy o siebie zadbać, bo jesteśmy dobre już teraz.
Jak zmieniło się moje myślenie o ciele?
Kiedyś ćwiczyłam, żeby „coś z siebie zrobić”. Dziś ćwiczę, żeby o siebie zadbać. Różnica jest ogromna.
Nie chcę już trenować dla efektu na zdjęciu. Chcę się ruszać, bo:
- lepiej mi się wtedy myśli,
- mam więcej cierpliwości do innych (i do siebie),
- ciało mnie mniej boli,
- czuję się po prostu bardziej obecna w swoim życiu.
To nie brzmi jak spektakularna metamorfoza. I całe szczęście.
Co mi pomogło odzyskać spokój z ciałem?
💛 Zamiast planu „naprawiania siebie” – relacja oparta na zaufaniu
Przestałam traktować ciało jak zadanie do wykonania. Zamiast rozpisywać cele i gonić liczby, zaczęłam je po prostu słuchać. Co mówi, gdy jest spięte. Co mówi, gdy potrzebuje ruchu. I co mówi, gdy potrzebuje odpoczynku.
💛 Ćwiczenia, które pasują do mojego życia – nie odwrotnie
Nie robię już treningów „bo wypada”. Robię wtedy, gdy chcę się poruszyć, odetchnąć, zadbać o głowę. Czasem to 40 minut, czasem tylko rozciąganie. Ale wiem, że każdy ruch ma znaczenie, jeśli wypływa z potrzeby – a nie z poczucia winy.
💛 Ruch jako sposób na zadbanie o siebie, nie „zmienienie siebie”
Ćwiczenia przestały być karą za jedzenie, sposobem na udowodnienie czegokolwiek. Stały się formą troski – taką samą, jak umycie twarzy, zjedzenie porządnego śniadania czy powiedzenie sobie: „Dziś wystarczy, że jesteś”.
Ruch, który nie zmienia ciała – tylko podejście do niego
Może nie zobaczysz efektu „przed i po” po 3 tygodniach. Ale możesz:
- zacząć lepiej oddychać,
- przestać się garbić przy laptopie,
- mieć więcej siły w codziennych rzeczach,
- zauważyć, że lubisz siebie bardziej, gdy nie próbujesz siebie zmieniać na siłę.
I to dla mnie jest największa „metamorfoza”. Tylko że nie na zdjęciu. Tylko w głowie. Tego Wam z całego serca życzę!