Często piszę o tym, że zbyt częste treningi to nic dobrego. Przetrenowanie potrafi skutecznie zabić wszelką chęć do ćwiczeń i wtedy nawet endorfinki nie pomogą, albo pomogą tylko na moment. Niektóre skutki odczułam na własnej skórze i postanowiłam sobie, że już do tego nie dopuszczę.
Każdy trener/instruktor, który prowadzi jakiekolwiek zajęcia, marzy po cichu o tym, żeby ćwiczyć z pełną ludzi salą. Jest to niesłychanie miłe i dowodzi, że klientom się podoba, że lubią z tobą ćwiczyć. Kiedy sala zaczyna być przepełniona pojawiają się propozycje prowadzenia kolejnych godzin treningów, a potem zaczynają się telefony z klubów do których nigdy nie zanosiłeś CV. Każdy Cię chce, a Ty jesteś szczęśliwa i płyniesz na fali. Piękna bajka kończy się, kiedy z wywalonym jęzorem biegasz od klubu do klubu i zaczynasz zapominać o tym, że kiedyś sprawiało Ci to przyjemność.
10 godzin, 14 godzin itd. Gdzie kończy się granica rozsądku? 3-4 godziny codziennie to zdecydowanie ogromne obciążenie dla organizmu, które sprawia, że rano ciężko zwlec się z łóżka i to nie tylko dlatego, że mięśnie nie odpoczęły, ale przede wszystkim dlatego, że przetrenowanie budzi w głowie myśli depresyjne.
Ktoś pomyśli, że trener to człowiek niezniszczalny i może pięć razy więcej niż inny. To nieprawda. Inny powie, że na zajęciach fitness trener nie powinien ćwiczyć tylko korygować i motywować. Ja powiem, że powinien robić wszystko. Pewnie są świetni przedstawiciele tej profesji, którzy nie dygają razem z grupą i jednocześnie robią szał, ale ja u takiego na zajęciach jeszcze nie byłam i jeśli kiedyś trafię to mam nadzieję, że będę mogła się wiele nauczyć. Taki mam styl i lubię czuć to co czują moi podopieczni 🙂
Zmęczona i zdołowana porzuciłam kluby, w których prowadziłam zajęcia i pozostałam w jednym ulubionym, gdzie czuję się jak w domu. Zdecydowałam, że potrzebuję dni na regenerację i udało się ustalić grafik zajęć tak, żeby w przeciągu kilku lat nie zapędzić się na rehabilitację. Tym sposobem trenuję 4 dni w tygodniu. Mam siłę, żeby dać grupie wycisk, po który do mnie przychodzi.
Czy ćwiczę sama dla siebie? Czasami, ale po tym co robię z grupą czuję, że wiele nie muszę, bo zawsze układam treningi tak, żeby miały sens i były skuteczne. Jeśli spalamy to bez obijania się, jeśli wzmacniamy to tak, żeby zapiekły mięśnie 🙂
Jestem osobą, która przez całe życie ma do wypełnienia jakąś misję. Jeśli mam przedostać się z punku A do punktu B to wybieram samochód, bo jest mi najszybciej. Kiedy chcę ćwiczyć, idę na siłownię i ćwiczę na 100%. Kidy biegam ustalam czas, albo dystans i będę się go trzymać choćbym miała dokończyć na czworaka. Kiedy odpoczywam to wyłączam telefon i nie ma mnie dla nikogo. Są ludzie, którzy wolą wpleść aktywność fizyczną w codzienne czynności jak spinanie pośladków przy zmywaniu, albo jazdę rowerem do pracy. U mnie to nie działa. To mnie “męczy”. Lubię fitness i treningi w grupie. Żałuję jedynie, że brakuje mi dni na bieganie i siłownię.
Ile godzin w tygodniu przypada na Wasze treningi? Ćwiczycie codziennie? Od upadłego czy rekreacyjnie? 🙂
Komentarze
TanieSianie
fajnie było tutaj zajrzeć meega fajny blog – polecam ! 🙂